środa, 15 kwietnia 2015

Sernik z mlekiem skondensowanym


Najszybszy i najprostszy sernik jaki kiedykolwiek robiłam. Wyszedł przez przypadek, był ser biały, mleko skondensowane i reszta składników a ja się nudziłam. Jest bardzo delikatny, bez spodu, bez dodatkowych kalorii. Przez to można w nim poczuć puszystość i delikatność. Pyszny z owocami, mogą być świeże lub ze słoika. 
Składniki: 
-750g sera białego zmielonego
-1 puszka mleka skondensowanego
-3 jajka 
-1 łyżka mąki ziemniaczanej 
-1 łyżka mąki pszennej
-kilka kropel ekstraktu waniliowego 
 
Wszystkie składniki umieścić w misce i zmiksować do połączenia. Nie przedłużać miksowania aby jej nie napowietrzać. Jeśli będziemy miksować za długo to po upieczeniu w środku będą  pęcherzyki powietrza.  
Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia, wierzch obłożyć folią aluminową tak, aby podczas pieczenia w kąpieli wodnej woda nie mogła się przedostać do środka.

Przelac ciasto do formy i umieścić blachę w naczyniu żaroodpornym z gorącą wodą. Piec w 150 stopniach bez termoobiegiem przez 60min. Po tym czasie uchylić piekarnik i ostudzić. Wyjąc ciasto i poczekać do całkowitego ostudzenia, można wstawić do lodówki. 
Podawać z owocami na zimnono lub na ciepło (podgrzać w mikrofalówce). 

Smacznego !




czwartek, 2 kwietnia 2015

10 PZU Półmaraton - moimi oczami/moim ciałem


W ostatnią niedzielę (29.03.2015) wzięłam udział w moim pierwszym w życiu półmaratonie. Jak śledzicie mnie na fb, to wiecie że trochę już biegam (jakieś 5-6 lat). Wiedziałam, że nadejdzie ten dzień na dłuższy bieg masowy. Tak się stało, po przeprowadzce do Warszawy postanowiłam zapisać się na ten półmaraton. W między czasie zaczęłam chodzić na treningi do Orlen Warsaw Marathon do Sklepu Biegacza na powiślu, które odbywają się co niedziele. Fajna grupa ludzi spotyka się co tydzień, jest trener i wykonujemy treningi. Wiec tak na prawdę do półmaratonu zaczęłam przygotowywać się w styczniu tego roku. 

Półmaraton --> 21,0975 km 
Dzień przed biegiem normalnie pracowałam, wieczorem zjadłam kasze jaglaną i dwa lody. Rano, wstałam na spokojnie się ubrałam, uczesałam i zjadłam dwie łyżki jogurtu naturalnego z miodem. Nie lubię biegać po jedzeniu, wole odczuwać głód niż czuć ciężkość ostatniego posiłku. 

Przed biegiem zrobiliśmy grupową rozgrzewkę, ostatnie załatwienie potrzeb i ustawiłam się na linię startu za  peace-makerem (inaczej nazywanym zajączkiem) z czasem 1h45min. 

Wystartowaliśmy i przez pierwsze 300m był taki ścisk, że nie było możliwości ruszyć się na boki. 

Pierwsze załamanie miałam ok. 8km, wcześnie mnie dopadło i trochę się przestraszyłam. Jednak po kolejnym kilometrze było lepiej. Cały czas trzymałając się zajączka z flagą 1h45min zastanawiałam się "PO CO JA TO ROBIE?!?!". Kilka razy zastanawiałam się czy może się nie zatrzymać i przejść trochę, jednak wiedziałam, że jeśli tak zrobię, to później będę miała ogromny problem aby wrócić do biegu. Zacisnęłam zęby i biegłam z tłumem. Kolejny kryzys ok.12km, chęć zejścia z trasy, ale myśl, że biegnie ze mną ok 14 tysięcy ludzi którzy przekroczą linię mety była dobrą motywacją. 

I nagle wbiegamy do tunelu, z tego wszystkiego wyjęłam słuchawki z uszu. Odgłos setek tupiących stóp odbijający się od ścian tunelu jest niesamowity.
Krzyki z przodu:
-DAMY RADĘ???
I odpowiedź od reszty 
-TAK, DAMY RADĘ!!!

Coś pięknego. 

W tym momencie znalazłam chłopaka, który biegł moim tempem, więc go zagadałam i zapytałam się czy biegniemy razem do mety. Odpowiedź była pozytywna. 
W momentach zwątpienia on mnie motywował, albo ja jego. Na koniec powiedział mi, że to jest jego 4 półmaraton, ale pierwszy w którym nie przeszedł kilku kilometrów piechotą.

Zajączek z czasem 1h45min gdzieś uciekł... Musiałam zwolnić, nie miałam siły. 

Na metę dobiegłam z czasem 1h 53min 11sec.

Ogólnie podsumowując bieg uważam za trudny, wcześnie złapał mnie kryzys i do ostatniego metra musiałam z nim walczyć.

Szczęście jakie poczułam przekraczając linię mety jest nie do opisania. Duma, ulga, radość i zmęczenie.
Zakręciło mi się trochę w głowie, ratownicy podeszli z pytaniem czy dam radę dojść dalej, "Oczywiście, że dam radę :)". 
Nie minęło 5 sekund i byłam w ramionach mojego ukochanego. Złapał mnie i zaprowadził po medal. 

Minęły 4 dni od biegu, a ja już chce kolejny ! Sport uzależnia :))


na zdjęciu Magda z wiem-co-jem


pakiet startowy